A więc moja teza jest taka, że zrobiliśmy sobie ten polski „hujawiak” sami. A jego sednem jest odreagowanie względem Zachodu i ekspresja długo tłumionych antynowoczesnych uczuć.
Zrobiliśmy go sobie sami, posługując się rękami PiSu i zwalając odpowiedzialność na ostatnie lata rządów PO. Kiedy się widzi dookoła totalną demolkę, zawsze lepiej zadbać o swoje dobre samopoczucie i czyste sumienie. To platformerscy lenie, niegodziwcy i cynicy tak nas zniechęcili, tak się skompromitowali, że kierując się dobrem własnym i wspólnym postanowiliśmy zagłosować na „dobrą zmianę”. No i mamy naprawdę zmianę powalająco dobrą oraz nareszcie prawdziwych patriotów u steru, którzy w każdym posunięciu dają dowód i przykład gorącej miłości do Ojczyzny.
Nie chodzi o to, żeby bronić Platformę. Chodzi jedynie o to, żeby się nie łudzić. Nie da się uczciwie obciążyć odpowiedzialnością za ostatni polityczny przełom i jego zbawienne skutki miłośników ośmiorniczek i proroków ciepłej wody w kranie.
Prawda jest ponura i przygnębiająca jak polska, trupiosina, zimowa aura. Jest nią polski kompleks, o którym staramy się nic nie wiedzieć, kreując się na zachodnich europejczyków. Kreujemy się i marzymy o tym, żeby żyć jak oni. A jednocześnie nienawidzimy i pogardzamy tą ich całą kulturową wyższością. Zgniła deliberatywność, biurokratyczna bezduszność, politycznopoprawna impotencja – tak sobie „objaśniamy” i oswajamy ich przewagi.
Polskie zawikłanie (complexum) to więc schizofreniczne 2w1: uwieść Zachód i się mu oddać, żeby za chwilę pokazać mu środkowy palec. Taka perwersyjna huśtawka nastrojów. Niech do nas przyjdą, niech nas dopuszczą i wezmą. A jak już to zrobili to niech się… To jest właśnie polski mentalny „hujawiak”, o którym śpiewa Maria Peszek: „poliż mnie I’m polish, albo jeśli wolisz, możesz mnie posolić, albo wy…miętolić”. Nachalna („puk puk”), uwodząca uległość („fuck fuck”), za którą kryje się i skrada agresywna wrogość („fuck you, how do you do”).